PISANIE PRAC

Piszemy prace na zamówienie. Każda z prac przygotowywana jest indywidualnie na zamówienia dla klienta. Nasz kadra zmierzy się z każdym polonistycznym tematem. Więcej informacji:

INFO

ŚCIĄGI WYDRUKOWANE

Opracowaliśmy unikalne zestawy ściąg. Są to gotowe, wydrukowane komplety ściąg, które zostały przygotowane na bieżącą maturę. Więcej informacji o ściągach:

MATURA CD

Dzięki naszej płycie bez problemu przygotujesz się do matury. Na CD umieściliśmy gotowe wypracowania, opracowania, powtórki epok oraz wiele dodatków i bonusów, które pomogą Ci przygotować się do matury. Więcej informacji na temat wypracowań:

INFORMATOR

Strona główna » Matura cd » Ściągi z polskiego wypracowania z polskiego » Wypracowania z polskiego - spis  »  

>>>Kup "matura cd" !!!<<<

 

Wypracowanie to zostało zamieszczone automatycznie poprzez przekonwertowanie plików DOC na TXT. Skutkiem czego niektóre wypracowania są zamieszczone w nieestetyczny sposób za co bardzo przepraszamy wiąże się to z brakiem tabel i formatowania tekstu w plikach txt jak to ma miejsce w oryginalnych plikach doc zamieszczonych na płycie. Zamieszczone wypracowanie jest jedynie elementem informacyjnym i potwierdzającym wielkość naszego zbioru.


Poniżej przedstawione jest jedynie początkowa część wypracowania
znajdującego się na matura cd.
Oczywiście nie przedstawiamy całości
w celu zabezpieczenia się przed kopiowaniem.



Mamy tedy rok 1879. Gdybym był przesądny, a nade wszystko gdybym nie rozumiał, że po najgorszych czasach nadchodzą dobre, lękałbym się tego roku 1879. Bo jeżeli jego poprzednik zakończył się źle, to już on zaczął się jeszcze gorzej. Anglia, na przykład, w końcu roku zeszłego wdeptała w wojnę z Afganistanem i w grudniu było nawet z nimi źle. Austria miała dużo kłopotów w Bośni, a w Macedonii wybuchło powstanie. W październiku i listopadzie były zamachy na króla Alfonsa hiszpańskiego i króla Humberta włoskiego. Obaj wyszli cało. Również w październiku umarł hr. Józef Zamoyski, wielki przyjaciel Wokulskiego. Myślę nawet, że jego śmierć w niejednej sprawie pokrzyżowała plany Stachowi. Rok 1879 dopiero się zaczął, ale niechaj go kaczki zdepczą !... Anglicy, jeszcze nie wygrzebawszy się z Afganistanu, już mają wojnęw Afryce, gdzieś na Przylądku Dobrej Nadziei, z jakimiś Zulusami. Tu zaś, w Europie, ani mniej ani więcej, tylko - wybuchła dżuma w okolicach Astrachania i lada dzień może do nas zajrzeć. Co my mamy przez tę dżumę !... Kogo spotkam, mówi: „Co, dobrze wam sprowadzać perkaliki z Moskwy? Zobaczysz pan, że razem z nimi sprowadzicie morową zarazę.” A ile się to odbiera anonimów wymyślających na czym świat stoi ! Zdaje mi się jednak, że autorami ich są przede wszystkim kupcy, nas współzawodnicy, albo też fabrykanci perkalików łódzkich. Ci utopiliby nas w łyżce wody, choćby żadnej dżumy nie było. Naturalnie, że nawet setnej części tych wymysłów nie powtarzam Wokulskiemu; myślę jednak, że on sam słyszy ich i czyta więcej aniżeli ja. Właściwie mówiąc, chciałem na tym oto mliejscu napisać historię niesłychanej sprawy, sprawy kryminalnej, którą pani baronowa Krzeszowska wytoczyła komu?... Nikt by nie zgadł!... Oto tej pięknej, tej poczciwej, tej kochanej pani Helenie Stawskiej. Ale taka mnie pasja ogarnia, że nie mogę myśli zebrać. Więc dla rozerwania uwagi napiszę sobie o czym innym. Wytoczyła pani Stawskiej proces kryminalny o kradzież!... Jej, o kradzież... Naturalnie, że wyszliśmy z tego błota jak triumfatorowie. Ale co nas to kosztowało... Ja na przykład, dalibóg, nie mogłem sypiać po nocach blisko przez dwa miesiące. A jeżeli dzisiaj lubię wieczorem wstąpić na piwo, czego nigdy nie robiłem, i nawet siedzę w knajpie do pół nocy, to po prostu robię to ze zmartwienia. Jej, tej świętej kobiecie, wytoczyć proces o kradzież!... Na to, Bóg mi świadkiem, trzeba być taką półwariatką jak pani baronowa. Za to też nam zapłaciła dzika baba dziesięć tysięcy rubli... Ach, gdyby to ode mnie zależało, wydusiłbym ze sto tysięcy. Niechby płakała, niechby spazmowała, niechby nawet umarła... Niegodziwa kobieta! Ale myślmy o czym innym, nie o ludzkich niegodziwościach. Właściwie mówiąc, kto wie, czy poczciwy Stach nie był mimowolną przyczyną nieszczęścia pani Stawskiej; a nawet może nie tyle on, ile ja... Ja go do niej gwałtem prowadziłem, ja radziłem Stachowi, ażeby nie odwiedzał tej poczwary, pani baronowej, ja wreszcie pisałem do Wokulskiego, kiedy był w Paryżu, ażeby zasięgnął tam wiadomości o Ludwiku Stawskim. Krótko mówiąc: ja, nikt inny, tylko ja rozdrażniłem tę jędzę Krzeszowską. Odpokutowałem też przez dwa miesiące!... Ha, trudno. Panie Boże, jeżeli jesteś, zbaw pomimo to duszę moją, jeżeli ją mam - jak mówił pewien żołnierz z czasów rewolucji francuskiej. (Ach, jak ja się starzeję, jak ja się starzeję!... zamiast od razu przystąpić do rzeczy, baję, kręcę, nudzę... Choć, dalibóg, krew by mnie chyba zalała, gdybym miał od razu napisać o tym potwornym, o tym haniebnym procesie...) Zaraz, niech zbiorę myśli. Stach przez wrzesień był na wsi u prezesowej Zaslawskiej. Po co on tam jeździł, co robil?... domyśleć się nie mogę. Ale z paru listów, które do mnie napisał, widzę, że musiało mu się dziać nieosobliwie. Jaki diabeł sprowadził tam pannę Izabelę Łęcką?... Eh! przecież nią się już chyba nie zajmuje. I będę chłystkiem, jeżeli go nie wyswatam z panią Stawską. Wyswatam, odprowadzę ich do ołtarza, dopilnuję, ażeby przysiągł jak się należy, a potem... Może sobie w łeb palnę, czy ja wiem?... (Stary głupcze!... i tobież to myśleć o takim aniele?... Zresztą ja o niej wcale nie myślę; osobliwie od czasu, kiedy przekonałem się, że ona kocha Wokulskiego. Niechże go sobie kocha, byle oboje byli szczęśliwi. A ja?... Ej, Katz, mój stary przyjacielu, miałżebyś być odważniejszy ode mnie?...) W listopadzie, właśnie w tym samym dniu, kiedy zawalił się dom na ulicy Wspólnej, Wokulski wrócił z Moskwy. I znowu nie wiem, co tam robił, dość, że zarobił około siedemdziesięciu tysięcy rubli... Takie zyski przechodzą moje pojęcie, ale przysięgnę, że interes, do którego Stach należał, musiał być uczciwy. W parę dni po jego powrocie przychodzi do mnie jeden solidny kupiec i mówi: - Kochany panie Rzecki, nie mam zwyczaju mieszać się do cudzych spraw, ale - ostrzeż pan Wokulskiego (nie ode mnie, tylko od siebie), że ten jego wspólnik Suzin to wielki hultaj i zapewne niedługo zbankrutuje..: Ostrzeż go pan, bo szkoda człowieka... Zawsze Wokulski, jakkolwiek wszedł na fałszywą drogę, zasługuje na wśpółczucie... - Co pan nazywasz fałszywą drogą? - pytam. - No jużci, panie Rzecki - mówi on - kto jeździ do Paryża, kupuje okręty w czasie nieporozumień z Anglią i tak dalej, ten, panie Rzecki, nie odznacza się obywatelskimi cnotami. - Panie drogi - ja mówię - a czymże kupno okrętów różni się od kupna chmielu? Chyba większym zarobkiem... - No - mówi znowu on - panie Rzecki, nie będziemy rozprawiali o tej materii. Gdyby to zrobił kto inny, nie miałbym nic przeciw temu, ale Wokulski!... Obaj przecie znamy jego przeszłość, a ja może lepiej niż pan, bo nieraz świętej pamięci Hopfer robił u mnie przez niego obstalunki. - Pan - mówię do owego kupca - rzucasz podejrzenia na Wokulskiego? - Nie, panie - mówi znowu on - ja tylko powtarzam, co gada całe miasto. Nie myślę bynajmniej szkodzić Wolkulskiemu, osobliwie w opinii pana, który jesteś jego przyjacielem (i słusznie, boś patrzył na tego człowieka, kiedy był inny niż dziś), ale... Przyznaj pan, że ten człowiek szkodzi naszemu przemysłowi... Nie sądzę również jego patriotyzmu, panie Rzecki, ale... szczerze panu powiem (bo przecie wobec pana muszę być szczery), że te perkaliki moskiewskie... Rozumie pan?.. Byłem wściekły. Gdyż jakkolwiek jestem eks-porucznikiem węgierskiej piechoty, nie mogę jednak pojąć: czym perkaliki niemieckie są lepsze od moskiewskich? Ale z moim kupcem nie było gawędy. W taki sposób bestia podnosił brwi, tak ruszał ramionami, a tak rozkładał ręce, iż w końcu pomyślałem, że on jest wielki patriota, a ja gałgan, choć w tym czasie, kiedy on nabijał kieszenie rublami i imperiałami, mnie paręset kul przeleciało nade łbem... Naturalnie, że opowiedziałem o tym Stachowi, który wysłuchawszy odparł: - Uspokój się, mój kochany. Ci sami ludzie, którzy mnie ostrzegają, że Suzin jest hultaj, przed miesiącem pisali do Suzina, że ja jestem bankrut, szachraj, eks-powstaniec. Po rozmowie z tym poczciwym kupcem, którego nawet nazwiska nie wymienię, i po wszystkich anonimach, jakie odebrałem, postanowiłem sobie zapisywać rozmaite opinie wypowiadane przez dobrych ludzi o Wokulskim. A więc tedy na pierwszą porcję: Stach jest złym patriotą, ponieważ tanimi perkalikami zepsuł trochę interesa łódzkim-fabrykantom.·Bene!... Zobaczymy, co będzie dalej. W październiku, jakoś w tym czasie, kiedy Matejko skończył malować bitwę grunwaldzką (duży to obraz i okazały, tylko nie trzeba go pokazywać żołnierzom, którzy przyjmowali udział w bitwach), wpada do sklepu Maruszewicz, ten przyjaciel pani baronowej Krzeszowskiej. Widzę - magnat całą gębą! Na brzuchu, a raczej w tym miejscu, gdzie ludzie mają brzuch, złota dewizka gruba na pół palca, a długa - że choć psy na niej ciągnij. W krawacie brylantowa spinka, na rękach nowe rękawiczki, na nogach nowe buty, na całym ciele (mizerne to ciało, pożal się Boże!) nowy garnitur. Przy tym mina, jakby jednej nitki nie miał na kredyt, tylko wszystko za gotówkę. (Później Klejn, który mieszka w tym samym domu, objaśnił-mnie,· że Maruszewicz grywa w karty i że od pewnego czasu szczęście mu służy.) Wpada tedy mój elegant do sklepu w kapeluszu na głowie, z hebanową laseczką w ręku i rozejrzawszy się niespokojnie (on bo ma jakieś niepewne spojrzenie), pyta: - Pan Wokulski jest?... Ach, pan Rzecki!... Na słówko... Weszliśmy za szafy. - Z wyborną nowiną przychodzę - mówi, czule ściskając mnie za rękę. - Możecie panowie sprzedać swoją kamienicę, tę po Łęckim... Baronowa Krzeszowska ją kupi. Już wyprocesowała od męża swoje kapitały i (jeżeli potraficie się targować) da, dziewięćdziesiąt tysięcy rubli, a nawet może coś odstępnego... Musiał spostrzec zadowolenie na mojej twarzy (mnie to kupno kamienicy nigdy nie przypadało do gustu), bo ścisnął mnie za rękę jeszcze mocniej, o ile taki zdechlak może coś mocno robić, i słodko uśmiechając się (mdło mi od tej słodyczy) zaczął szeptać: - Mogę panom oddać usługę... ważną usługę... Pani baronowa badzo polega na moim zdaniu i... jeżeli ja... Tu dostał lekkiego kaszlu. - Rozumiem - odezwałem się zgadując, z kim mam do czynienia. - Pan Wokulski zapewne nie będzie robił trudności co do porękawicznego... - Ależ proszę pana - zawołał - cóż znowu!... Tym bardziej że ze stanowczą propozycją przyjdzie do panów adwokat baronowej. Zresztą nie o mnie chodzi... To, co mam, zupełnie mi wystarcza... Ale znam pewną ubogą rodzinę, której na moją rekomendację panowie zechcecie coś... - Proszę pana - przerwałem mu - wolimy złożyć jakąś sumę wprost na pańskie ręce, o ile naturalnie interes dojdzie do skutku. - O, że dojdzie, mogę ręczyć honorem! - zapewnił pan Maruszewicz. Ponieważ jednak ja wcale nie dałem mu słowa, że otrzyma porękawiczne, więc chwilę pokręcił się po sklepie i opuścił go gwiżdżąc. Nad wieczorem powiedziałem o tym Stachowi; ale on zbył mnie milczeniem, co mnie nawet zastanowiło. Więc na drugi dzień pobiegłem do naszego adwokata (który zarazem jest adwokatem księcia) i zakomunikowałem mu wiadomość Maruszewicza. - Daje dziewięćdziesiąt tysięcy rublil... - zdziwił się adwokat (jest to bardzo znakomity człowiek). - Ależ, drogi panie Rzecki, teraz kamienice idą w górę, a nawet na przyszły rok wybudują ze dwieście nowych domów... W tych warunkach, drogi panie Rzecki, jeżeli sprzedamy im nasz dom za sto tysięcy rubli, zrobimy im łaskę.:. Pani baronowa bardzo pali się do tej kamienicy (jeżeli podobnego wyrażenia wolno używać o damach tak dystyngowanych) i możemy wyciągnąć z niej nierównie większą sumę, drogi panie Rzecki. Pożegnałem znakomitego adwokata i wróciłem do sklepu mocno postanawiając nie mieszać się już do sprzedaży kamienicy. Teraz dopiero, zresztą nie po raz pierwszy, przyszło mi na myśl, że Maruszewicz jest to wielki frant. Obecnie uspokoiwszy się o tyle, że już mogę zebrać myśli, opiszę wstrętny proces pani baronowej z tym aniołem, z tą doskonałą kobietą, panią Stawską: Gdybym go nie napisał, za rok albo dwa nie wierzyłbym własnej pamięci, że mogło zdarzyć się ćoś równie potwornego. Zapamiętajże sobie tedy, kochany Ignacy, że pani baronowa Krzeszowska naprzód od dawna nie cierpiała pani Stawskiej myśląc, że wszyscy w niej się kochają, a po drugie, że taż pani baronowa chciała jak najtaniej kupić od Wokulskiego kamienicę. To są dwa ważne fakta, których doniosłość dziś dopiero rozumiem. (Jak ja się starzeję, Boże miłosierny, jak ja się starzeję!...) U pani Stawskiej, od czasu zaznajomienia się z nią, bywałem dosyć często. Nie powiem co dzień. Czasami raz na kilka dni, a czasem i dwa razy w ciągu dnia. Byłem przecie opiekunem tej kamienicy, to jedno. Dalej, musiałem donieść pani Stawskiej, żem pisał do Wokulskiego w sprawie odnalezienia jej męża. Dalej, wypadło mi być u niej z zawiadomieniem, że Wokulski nie dowiedział się nie stanowczego. Potem odwiedzałem ją, ażeby z okien jej mieszkania poznać obyczaje Maruszewicza, który lokował się w oficynie naprzeciw niej. Następnie chodziło mio zbadanie pani Krzeszowskiej i jej stosunku do mieszkających nad nią studentów, na których ciągle się skarżyła. Ktoś obcy mógłby myśleć, że bywam u pani Stawskiej za często. Ja jednak po dojrzałej rozwadze doszedłem do przekonania, żem bywał za rzadko. W jej mieszkaniu miałem przecie doskonały punkt obserwacyjny na całą kamienicę, no i przy tym byłem życzliwie przyjmowany. Pani Misiewiczowa (zacna matka pani Heleny), ile razy przyszedłem, witała mnie otwartymi rękoma, mała Helunia wskakiwała mi na kolana, a sama pani Stawska ożywiała się na mój widok i mówiła, że w tych godzinach, które u niej przepędzam, zapomina o swoich kłopotach !... Czy wobec podobnych przyjęć mogłem nie bywać często? Dalibóg, myślę, że bywałem za rzadko i że gdybym miał więcej rycerskich usposobień, powinienem był tam siedzieć od rana do wieczora. Niechby się nawet pani Stawska ubierała przy mnie. Cóż by mi to szkodziło? W czasie tych wizyt zrobiłem kilka ważnych spostrzeżeń. Naprzód ci studenci, z trzeciego piętra od frontu, byli to istotnie ludzie niespokojnego ducha. Do godziny drugiej po północy śpiewali i krzyczeli, czasami nawet ryczeli i w ogóle starali się wydawać jak najwięccj głosów nieludzkich. W ciągu dnia, gdy choćby jeden z nich był w domu, a zawsze był któryś, jeżeli tylko pani baronowa Krzeszowska wychyliła głowę przez lufcik (robiła to po kilkanaście razy na dzień), zawsze jej ktoś usiłował wylać z góry wodę na głowę. Powiem nawet, że między nią a mieszkającymi nad nią studentami wytworzył się pewien rodzaj sportu; polegający na tym, że ona wyjrzawszy przez lufcik starała się jak najprędzej cofnąć głowę, a oni usiłowali wylewać na nią wodę jak najczęściej i w jak największych ilościach. Wieczorami zaś ci młodzi ludzie, nad którymi już nikt nie mieszkał i nikt nie mógł ich oblewać wodą, wieczorami zwoływali do siebie praczki i służące z całej kamienicy. Wówczas w lokalu pani baronowej rozlegały się krzyki i płacze spazmatyczne. Drugie moje spostrzeżenie odnosiło się do Maruszewicza, który mieszkał prawie vis ú vis pani Stawskiej. Człowiek ten prowadzi bardzo osobliwy tryb życia cechujący się niezwykłą regularnośeią. Regularnie nie płaci komornego. Regularnie co parę tygodni wynoszą mu mnóstwo gratów z mieszkania: jakieś posągi, lustra, dywany, zegary... Ale co ciekawsze - również regularnie do lokalu przynoszą mu nowe lustra, nowe dywany, nowe zegary i posągi... Po każdym fakcie wynoszenia rzeczy pan Maruszewicz przez kilka następnych dni ukazuje się w jednym ze swych okien. Goli się w nim, czesze, fiksatuaruje, nawet ubiera się, rzucając bardzo dwuznaczne spojrzenia w kierunku okien pani Stawskiej. Lecz gdy jego lokal napełni się nowymi artykułami wygody i zbytku, wówczas pan Maruszewicz zasłania swoje okna na kilka dni sztorami. Wtedy (rzecz nie do uwierzenia) palą się u niego dniem i nocą. światła, a w mieszkaniu słychać głosy wielu mężczyzn, czasami nawet i kobiet... Alo co mi tam do cudzych interesów! Jednego dnia, w początkach listopada, rzekł do mnie Stach: - Podobno bywasz u tej pani Stawskiej? Gorąco mi się zrobiło. - Przepraszam cię - zawołałem - jak mam to rozumieć?... - W najzwyczajniejszy sposób - odparł. - Przecież chyba nic składasz jej wizyt oknem, tylko drzwiami. Zresztą składaj sobie, jak chcesz, a przy pierwszej sposobności oświadcz tym paniom, że miałem list z Paryża... - O Ludwiku Stawskim? - spytałem. - Tak. - Znaleźli go nareszcie? - Jeszcze nie, ale już są na tropie i spodziewają się niedługo rozstrzygnąć kwestię jego pobytu. - Może biedak umarł! - zawołałem ściskając Wokulskiego.- Proszę cię, Stachu - dodałem nieco ochłonąwszy ze wzruszenia-zróbże mi łaskę, odwiedź te panie i sam zakomunikuj im wiadomość... - A cóż to ja jestem grabarz, żeby robić ludziom tego rodzaju przyjemności? - oburzył się Wokulski. Gdy mu jednak zacząłem przedstawiać, jakie to zacne kobiety, jak wypytywały się: czy ich kiedy nie odwiedzi?... a gdy jeszcze napomknąłem, że warto by rzucić okiem na kamienicę, zaczął mięknąć. - Mało dbam o tę kamienicę-rzekł wzruszając ramionami-sprzedam ją lada dzień... Ale w końcu dał się namówić i pojechaliśmy tam około pierwszej w południe. Na podwórku spostrzegłem, że sztory w lokalu Maruszewicza są starannie zasłonięte. Widocznie miał już nowy garnitur mebli. Stach niedbale rozejrzał się po oknach domu i bez najmniejszej uwagi słuchał mego sprawozdania o melioracjach. Daliśmy nową podłogę w bramie, wyreperowaliśmy dachy, odmalowaliśmy ściany, myliśmy schody co tydzień. Słowem, z zaniedbanej zrobiliśmy wcale okazałą kamienicę. Wszystko było w porządku nie wyłączając dziedzińca i wodociągów; wszystko, oprócz komornego. - Zresztą - zakończyłem - bliższych informacji o komornem udzieli ci twój rządca, pan Wirski, po którego zaraz poszlę stróża... - A dajże mi spokój z komornem i rządcą - mruknął Stach.- Idźmy już do tej pani Stawskiej i wracajmy do sklepu. Weszliśmy na pierwsze piętro lewej oficyny, gdzie czuć było zapach gotowanych kalafiorów; Stach zmarszczył się, a ja zapukałem do kuchni. - Są panie? - zapytałem grubej kucharki. - Jeszcze by też nie były, jak pan przychodzi - odpowiedziała mrużąc oczy. . - Widzisz, jak nas przyjmują!... - szepnąłem po niemiecku do Stacha. W odpowiedzi kiwnął głową i wysunął wargę. W saloniku matka pani Stawskiej, jak zwykle, robiła pończochę; zobaczywszy nas uniosła się nieco z fotelu i zdziwiona przypatrywała się Wokulskiemu. Z drugiego pokoju wyjrzała Helcia. - Mamo - szepnęła tak głośno, że zapewne słychać ją było na dziedzińcu - przyszedł pan Rzecki i jeszcze jakiś pan. W tej chwili wyszła do nas i pani Stawska. Widząc obie damy odezwałem się: - Nasz gospodarz, pan Wokulski, przychodzi złożyć paniom uszanowanie i zakomunikować wiadomości... - O Ludwiczku?.. - pochwyciła pani Misiewiczowa. - Czy żyje?.. Pani Stawska pobladła, a potem równie szybko zarumieniła się. Była w tej chwili tak piękna, że nawet Wokulski przypatrywał się jej, jeżeli nie z zachwytem, to przynajmniej z życzliwością. Jestem pewny, że z miejsca zakochałby się w niej, gdyby nie ten podły zapach kalafiorów zalatujący z kuchni. Siedliśmy. Wokulski zapytał panie, czy są zadowolone z lokalu, a następnie opowiedział im, że Ludwik Stawski był przed dwoma laty w New Yorku, a następnie przeniósł się do Londynu pod przybranym nazwiskiem. Napomknął z lekka, że Stawski był wówczas chory i że za parę tygodni spodziewa się o nim stanowczych wiadomości. Słuchając tego pani Misiewiczowa kilka razy odwołała się d...

 

>>>Kup "matura cd" !!!<<<

SZYBKA ŚCIĄGA








Lektury - spis. Jak pisać.

PRZYDATNE INFORMACJE

» bezpłatna powtórka przed maturą z WOS’u

» wiosenny semestr na Uniwersytecie

» internetowe warsztaty dla maturzystów

» salon edukacyjny Perspektywy 2011

» konkurs na najciekawszą trasę wycieczki

» weź udział w projekcie edukacyjnym

SZUKANE W PORTALU

» karta pracy tadeusz borowski odpowiedzi

» wiersz o roztargnionej królewnie

» czyje portrety znajdują się w gabinecie szymona gajowca

» spotkania z klasykami literatury wsip

» spotkania z klasykami literatury wsip

» życzenia urodzinowe w średniowiecznym stylu

więcej...

Ściągi, wypracowania, pisanie prac, prace na zamówienie, charakterystyki, prace przekrojowe, motywy literackie, opisy epok, ściągi i wypracowania z polskiego, historii, geogfafii, biologi, matura
www.e-buda.pl - ściągi i wypracowania

Copyright © 2011 e-buda.pl